Rick i Morty

SENS ŻYCIA WEDŁUG RICKA I MORTY`EGO

MIŁOSZ STUPECKI
Kreskówkowa filozofia – Rick and Morty

Rick and Morty filozofia kreskówek

Rick and Morty jest kreskówką, która nie ma żadnych świętości. Eksplorując absurdy całkowicie racjonalnego świata, niszczy granice przyzwoitości w świecie horroru science fiction. Z jednej strony mamy kosmiczną błahość ludzkości, a z drugiej frywolność indywidualności ludzkiego życia. 

Rick and Morty opowiada o przygodach szalonego naukowca i jego naiwnego wnuka, którzy z dużą dozą braku odpowiedzialności przemierzają kosmos. Można powiedzieć, że mniej więcej jest to fabuła Powrotu do przyszłości, lecz Doc jest tutaj pierdzącym alkoholikiem, a Morty nigdy nie podrywa swojej mamy. W przeciwieństwie do Powrotu ta dwójka podróżuje po alternatywnych wymiarach, a nie w czasie.

Rick and Morty jest głęboko zakorzenione w tradycji horroru science fiction, często nawiązujące do klasyków takich jak Pogromcy Duchów, David Cronenberg, Nosferatu czy Freddy Kreuger. Podczas gdy kreskówka oddaje hołd szerokiemu spektrum horroru i fikcji naukowej, to jej największym pokrewieństwem jest tradycja kosmicznego horroru. Styl zapoczątkowany przez legendę horroru H. P. Lovecrafta kładzie nacisk na terror, który jest poza naszymi granicami poznania. Tak jak Lovecraft, Rick and Morty używają kosmosu, aby eksplorować głębokie filozoficzne pytania przez wyobrażenie sobie, co kryje się za tą czarną pustką kosmosu. Kreskówka nawet odnosi się wizualnie do Cthulhu Lovecrafta w sekwencji otwierającej każdy odcinek. Kosmiczny horror wychodzi poza ramy tanich chwytów ze współczesnych horrorów i konfrontuje nas z wielkim nieznanym i niewyobrażalnym. To jednoczesne uczucie strachu, obrzydzenia i grozy, gdy to, co czai się w dalekiej przestrzeni nagle uderza w nasz świat i naszą rzeczywistość.

Urządzenie Ricka, którym wystrzeliwuje portale do innych wymiarów cały czas konfrontuje nas z nieznanym, gdy Rick z pewną szaleńczą pewnością skacze w inne rzeczywistości. Rezultaty są czasem przerażające, czasem komiczne a czasem jedne i drugie. Zdarza się też, że te rzeczywistości przychodzą do nas, szczególnie w odcinku Get Schwifty. Do Ziemi zbliża się wielka kosmiczna głowa, której sama siła grawitacyjna powoduje chaos dla ziemskiego życia. Następnie wielka głowa rozkazuje ziemianom: „pokazać na co ich stać”.  W rezultacie powstaje kult czczący wielką głowę, a Rick zdaje sobie sprawę, że głowa to Kromulon i informuje prezydenta Stanów Zjednoczonych, że Ziemia właśnie uczestniczy w międzygalaktycznym Mam Talent i musi zaprezentować muzyczny hit… lub zostać zniszczona gigantycznym laserem.

Latające giganty nie są niczym nowym w świecie science fiction, nasz przyjaciel Lovecraft używał tej idei w niemal każdym swoim dziele, tworząc Rasę przedwiecznych. Jest kilka, a nawet więcej interesujących pytań, które przywołują te wielkie, straszne rzeczy. Najpierw kosmiczny horror błaga o pytanie: czy jesteśmy ważni i znaczący we wszechświecie? Większość twórców fikcji naukowej jest przekonana, że to człowiek jest metaforycznie centrum wszechświata. Kosmiczny horror odwraca to przekonanie do góry nogami i zadaje pytanie: co, jeśli jesteśmy obojętni dla wszechświata? Dla Kromulonów Ziemia jest ledwo obiektem rozrywki. Anihilacja planety nie jest niczym złym, nie powoduje przejęcia czy troski, to po prostu coś, co się robi. Dzieła kosmicznego horroru przepełnione są wielkimi istotami, które demonstrują nam jak mało znacząca jest ludzkość. I to jest naprawdę straszne, a w przypadku Ricka i Morty’ego całkiem zabawne… w bardzo, bardzo mroczny sposób. W książce In the Dust of this Planet współczesny filozof Eugene Thacker opisuje ten „kosmiczny pesymizm” jako dominującą cechę w gatunku horroru, który wyobraża sobie świat bez nas i pokazuje wszechświat, jako absolutnie nieludzki i obojętny dla naszych nadziei, pragnień i walki o ludzkie indywidualności i grupy. Ta kreskówka niemal idealnie oddaje ten pesymizm, Rick i Morty nawet umierają tylko po to, aby zostać zastąpionymi innymi wersjami siebie z alternatywnego wymiaru. Nie jesteśmy tylko cząstką kurzu na niebieskim ziarnku piasku w ogromie kosmosu, jesteśmy jedną z nieskończonych możliwości tej samej cząstki kurzu na tym niebieskim ziarnku piasku.

rick w międzygalaktycznym więzieniu

Rick and Morty nie chce nas przerażać naszą własną bezcelowością, chce się z tego śmiać. Nawet jeśli jesteśmy tylko kurzem dla kosmicznych horrorów, jesteśmy też kosmicznymi horrorami dla mniejszych ziarenek kurzu. W odcinku The Ricks Must Be Crazy dowiadujemy się, że akumulator pojazdu Ricka jest zasilany przez mikrowymiar, którego jedynym zadaniem jest dostarczanie prądu. W tym mikrowymiarze Rick odnajduje naukowca, który stworzył swój miniwymiar, który zasila obecny mikrowymiar i tak dalej… Rick mógłby być dla mieszkańców tych mikrowymiarów właśnie takim horrorem Lovecrafta. W wieloświecie poza naszym poznaniem z nieskończonymi możliwościami, wartości i znaczenie zaczyna się rozmywać i jedyne co pozostaje to pesymizm.

Rick and Morty zadaje pytanie o naszą egzystencję niemal w każdym odcinku. Z jednej strony mamy kosmiczną błahość ludzkości, a z drugiej frywolność indywidualności ludzkiego życia. Kreskówka daje nam dwa przykłady, jak poradzić sobie z żałosnością naszej egzystencji. Są nimi Rick i Jerry. Na początek mamy Jerry’ego, który jest kompletnie nieświadomy swojej przeciętności i bezcelowości swojego życia. Jest dosłownie bardziej szczęśliwy w biednej symulacji naszego świata niż w prawdziwym życiu. Arthur Schopenhauer mógłby opisać życie Jerry’ego jako: „życie każdej indywidualności, patrząc na nią jako całość, wtedy, gdy podkreślone są najbardziej znaczące cechy staje się tragedią; lecz gdy przyjrzymy się szczegółom, zaczyna nabierać charakter komediowy”. Jerry jest nieudacznikiem, jest bezrobotny, jego żona go nienawidzi, a na dodatek nie jest najbystrzejszym ogniwem w rodzinie. Można by się spierać, że Jerry i tak jest lepszy niż ciągle pijany Rick, bo po prostu jest zbyt głupi, by dojrzeć bezcelowość swojego życia i w swojej ignorancji zdaje się zadowalać odrzucaniem trudów. Z drugiej strony jest Rick, który rozumie bezsens życia i akceptuje to. Lecz na przekór swojemu sarkazmowi i nonszalancji wobec bólu i cierpienia, Rick jest alkoholikiem, a jego powiedzonko „Wubba Lubba Dub Dub” oznacza „bardzo mocno cierpię, proszę pomóż”.

The Ricks Must Be Crazy

Dalsze racjonalizowanie wizji wszechświata potęguje uczucie braku znaczenia w naszym życiu. Jesteśmy uwięzieni w paradoksie. Niby nauka pomaga nam odczytać jakiś sens z wszechświata przez wzory i teorie, ale i tak jesteśmy pozostawieni ze smutkiem i przypadkowością naszej własnej egzystencji. Nauka pozwala nam argumentować poza pewną nienaruszalność i emocje i zamienia ludzkie doświadczenie w coś bezcelowego. W jednym z odcinków Rick przekłada swoją śmierć, by matematycznie wytłumaczyć swoim wnukom, że nic dla niego nie znaczą, w innym odcinku Morty umiera w bardzo realistycznej grze i po przegranej na chwilę zapomina o swoim życiu. Publiczność jest pozostawiona z pytaniem, co właściwie oddziela sztuczną rzeczywistość gry od jego własnej egzystencji? Skoro Morty pamięta swoje życie z gry, swoje emocje i doznania które tworzą jego świadomość to jaka jest różnica?

Rick and Morty ciągle bawią się tą dychotomią pomiędzy nieznaczącymi symulacjami i naszym prawdziwym życiem. Jaka jest różnica pomiędzy zabijaniem pasożytów pamięci, do których rodzina czuje prawdziwe emocje, a postrzeleniem pana Poopybutthole? Ten kryzys wartości sensu życia był przerobiony przez tony egzystencjalistów, ale tutaj najlepiej pomoże nam Fryderyk Nietzsche. Nietzsche opowiada nam przypowieść o szaleńcu który przybywa do miasta krzycząc: „Bóg nie żyje i my go zabiliśmy!”. To, co chciał nam powiedzieć, oznacza kryzys po oświeceniu i rewolucji naukowej oraz to, że wielkie bóstwo z nieba, które nadawało nam wartości nie jest już istotne. Po śmierci boga w filozofii, jedyne, co nam pozostaje to nihilizm, pustka znaczenia. Ta walka z brakiem sensu definiuje Ricka. Dla niego miłość to tylko kilka reakcji chemicznych, w jednym odcinku wygrywa z diabłem, a w kolejnym odgrywa śmierć Boga.

Pluton jest planetą

Tutaj dochodzimy do pytania: czy Rickowi na czymkolwiek zależy? Rick jest ucieleśnieniem napięcia pomiędzy aktywnym i pasywnym nihilizmem. Według Nietzschego pasywny nihilizm jest rezygnacją z nadziei i znaczenia w życiu, a aktywny nihilizm cały czas szuka drogi do zniszczenia starych wartości i stworzenie nowych. Coś na pewno sprawia, że Rick działa, tylko nie wiemy co. Wszak Rick jest opisywany jako terrorysta walczący o coś ważnego, a jednak poddaje się i oddaje w ręce galaktycznej policji, by ochronić swoją rodzinę. Jeśli jego działania mogą się wydawać paradoksalne, to tylko dlatego, że on sam nie potrafi znaleźć sensu we wszechświecie. Ta kreskówka również przesłuchuje nasze znaczenie moralności, odmawiając postawienia klarownych granic pomiędzy dobrem i złem. Wszystkie próby Morty’ego, aby czynić dobro, obracały się przeciwko naszym bohaterom. Rick i Morty każą nam przemyśleć fakt, iż nasze irracjonalne przywiązanie do wolności pozwala nam żyć w takim popieprzonym świecie.

m night shaym-aliens

Innym sposobem spojrzenia na egzystencjalne pytania, zadawane w serialu może być dzieło myśli Alberta Camus, najlepiej pokazane w odcinku Meeseeks and Destroy. Głównym motywem absurdyzmu Camusa jest to, że życie składa się z dwóch nieprzejednanych aspektów: ludzkiej tendencji do znalezienia sensu w życiu i kompletnej obojętności wszechświata względem naszej egzystencji. Przeciwieństwem tego są właśnie Meeseeks i ich egzystencja opisana przez nie same: Meeseeks nie przychodzą na ten świat, by szukać sensu: „jesteśmy stworzeni by spełnić pojedyncze zadanie i zrobimy wszystko by je spełnić”. Dla Camusa, ludzkie życie jest tego przeciwieństwem w micie o Syzyfie, królu, który musiał spędzić wieczność wtaczając kamień na górę, tylko po to, by kamień stoczył się na dół przed samym szczytem. Na przykład dla Jerry’ego nie jest to kamień, tylko poprawne uderzenie kijem golfowym. Mamy jeszcze karę dla Ricka, która miała zamieniać jego świadomość z podświadomością, zamieniając  jego fantazje w bezcelowość, a wszystko co zna staje się niemożliwe do zrozumienia. Wielu bohaterów tej kreskówki nie stara się szukać znaczenia swojej egzystencji, zamiast tego żywi urazę dla swoich stwórców za przyniesienie ich na ten świat. Ten kompleks Frankensteina widzimy nie tylko w Meeseeks, ale też w Abradolfie Lincolerze (człowiek stworzony przez Ricka z DNA Adolfa Hitlera i Abrahama Lincolna), Mortym Juniorze i nawet w samym potworze Frankensteina, który pojawia się w jednym z odcinków. Dla Camusa jesteśmy ciągle sfrustrowani naszymi kulejącymi próbami znalezienia sensu i przeznaczenia w życiu oraz naszą niemożność do tego. Jako alternatywę Camus proponuje pogodzenie się z pustką absurdu.

Fikcyjna i czasem prawie prawdziwa nauka w kreskówce pozwala nam eksplorować wszystkie możliwości, że pomimo całej naszej miłości do Ricka, nasze życie jest tak samo smutne i żałosne jak życie Jerry’ego. Ale nauka działa również jako platforma dla naprawdę kujonowatych żartów. Cały jeden odcinek opiera się na zasadzie nieoznaczoności Heisenberga. Ta zasada mechaniki kwantowej mówi, że nie można z dowolną dokładnością wyznaczyć jednocześnie pędu i położenia cząstki, a to dlatego, że te małe rzeczy, które budują nasz wszechświat, są w tym samym czasie cząstką i falą. Jeśli wydaje się to skomplikowane, to tylko dlatego, że właśnie takie jest. Rick and Morty czerpie humor z powierzchownego rozumienia nauki, domagając się, by niepewność mechaniki kwantowej rozdzieliła nasz świat. Po rozdzieleniu, na zewnątrz lewitują koty Schrödingera, co jest nawiązaniem do eksperymentu myślowego z 1935 roku stworzonym przez austriackiego fizyka Erwina Schrödingera, który zastanawiał się, czy w świecie mechaniki kwantowej, gdzie cząstki mogą być dwoma rzeczami naraz, możliwe jest, by kot zamknięty w pudle z kwantową pułapką był jednocześnie żywy i martwy?

Meeseeks and destroy

Ta luźna relacja do naukowych prawd, może być odczytana jako szturchaniec zadany gatunkowi science fiction, który czasem sam usprawiedliwia wewnętrzną pseudonaukowość dla rozwoju fabuły. W ostatnim odcinku drugiego sezonu, Rick przemierza malutką planetę z małymi strefami klimatu, co byłoby niemożliwe w prawdziwym świecie. W tym samym odcinku, autorzy śmieją się z publiczności i jej zaufania jakie pokłada w fabułach telewizyjnych, robiąc przy okazji żart z wymuszonej perspektywy i naszego oceniania świata przez pryzmat telewizji. Rick and Morty eksponuje również unikalny rodzaj ateizmu, który ciągle obala religijne postacie, wygotowując je do czystej nauki, jak i potwierdza częste nadużywanie nauki przez władze religijne. W odcinku Something Ricked This Way Comes osobista interpretacja nauki Jerry’ego, prowadzi go na krucjatę, mającą na celu przywrócenie Plutonowi statusu planety. Jerry zostaje przywitany przez Plutonian, którzy mają niezbyt subtelne krzyże w oczach, co jest nawiązaniem do katolickiego fundamentalizmu. Oczywiście cały plan jest wielką manipulacją społeczną, przekonującą Plutonian, że nadużycia korporacji i wydobycia plutonu nie są wielką sprawą, nawet jeśli konsekwencją będzie zniszczenie planety.

Rick i Morty

Zbierając to wszystko, Rick and Morty jest kreskówką, która nie ma żadnych świętości. Eksplorując absurdy całkowicie racjonalnego świata, niszczy granice przyzwoitości w świecie horroru science fiction. Mamy przez to szansę na zadanie zabawnych i depresyjnych pytań: „Dlaczego tu jestem?” lub „Jaki jest cel tego wszystkiego?”. Trudno powiedzieć, co będzie się dalej działo z Rickiem. Czy zrobi w końcu coś dla „większego dobra”, czy jego ostatni wybryk przedstawiony w ostatnim odcinku to tylko kolejna samolubna taktyka? Pozostaje nam czekać na trzeci sezon przygód Ricka i Morty’ego który już niedługo powinien mieć swoją premierę na Adult Swim. DUB!

 

 

Dodaj komentarz