afrykański zespół tinariwen

MUZYKA Z NIEZNANEGO ŚWIATA

BARTOSZ WOLSKI
Muzyczny punkt widzenia

afrykański zespół tinariwen
interviewmagazine.com

Od strony muzycznej grupa z pozoru brzmi zupełnie obco dla europejskiego ucha. Niezrozumiałe teksty w języku Tuaregów śpiewane są w tradycyjny sposób, a owo plemienne zawodzenie w niczym nie przypomina technik śpiewu do jakich jesteśmy przyzwyczajeni.

Mówiąc „Europa”, „europejski” mamy zazwyczaj na myśli cechy, które unifikują zróżnicowaną przecież kulturę kontynentu. Zatem zarówno katalończyk, bawarczyk czy hanys czerpią ze wspólnych źródeł, których, w dużym uproszczeniu, upatrujemy we wpływach hellenistycznego antyku z jednej strony i judeochrześcijaństwa z drugiej. Podobnie zwykliśmy myśleć o Afryce – samo pojęcie to bowiem rodzi skojarzenia z jakąś afrykańską kulturą, zróżnicowaną tak bardzo, jak bardzo różnią się od siebie kultury europejskie. W rzeczywistości Afryka jest o wiele bardziej heterogeniczna, co jak sądzę, uda mi się zilustrować  (a raczej postawić jakieś pomocnicze linie w szkicowniku) przy pomocy dwóch albumów, o których chciałbym opowiedzieć. Zachęcam do odsłuchu, obie płyty znajdziecie na Spotify i Bandcamp, zatem są dostępne za darmo z legalnych źródeł.

Tinariwen – Tassili

Nie uważam, że jest to najlepsza płyta w dorobku tej grupy. Jest jednak pierwszą, którą usłyszałem i tą, od której rozpoczęła się moja muzyczna podróż po piaskach afrykańskich pustyń. Samo słowo Tinariwen oznacza zresztą pustynię właśnie.

Od strony muzycznej grupa z pozoru brzmi zupełnie obco dla europejskiego ucha. Niezrozumiałe teksty w języku Tuaregów śpiewane są w tradycyjny sposób, a owo plemienne zawodzenie w niczym nie przypomina technik śpiewu do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Do tego doliczyć należy jeszcze dziwne skale, którymi posługują się muzycy oraz instrumenty, wśród których możemy spotkać zarówno te, które wywodzą się z tradycji Tuaregów, jak i swojsko brzmiące gitary elektryczne. W tym dziwnym mariażu muzyki plemiennej i bluesa początkowo trudno się odnaleźć, ale przy powtórnym odsłuchu łapiemy się już na tym, że powtarzamy zasłyszane melodie, a nawet nucimy sobie pieśni w nieznanym sobie języku.

Jason van Wyk – Attachment


Zależało mi na tym, by w tym lakonicznym zestawieniu zaprzęgnąć dwie skrajności. Oto bowiem drugi album został nagrany w Cape Town, wydany w Japonii, a przywędrował do mnie z Wysp Brytyjskich. Muzyka Jasona van Wyk’a jest tak odległa od tuareskich pieśni, jak to tylko możliwe. Oto bowiem obcujemy z rasowym ambientem, który śmiało możemy zestawić z tuzami europejskiej sceny.
Klawisze, smyczki, fragmenty nagrań terenowych. Brzmi znajomo?

Nie nazwałbym siebie nigdy znawcą muzyki z Czarnego Lądu. Pozostaje ona dla mnie wciąż nieodkryta. W naszej globalnej wiosce łatwo jest znajdować interesujące rzeczy w nieznanych nam kulturach. Myśląc o tym, jak bardzo obszerne tereny obejmuje Afryka, jak bardzo zróżnicowana ludność ją zamieszkuje i jak wiele muzyki czeka jeszcze na odkrycie, z entuzjazmem wyczekuję kolejnych nagrań z tego regionu.

Czytaj także: O piractwie słów kilka

Jedna myśl na temat “MUZYKA Z NIEZNANEGO ŚWIATA

Dodaj komentarz