IMPROWIZACJA A SŁUCHANIE

ADAM KEMPA
Klub Sierżanta

Louis CK czytający ostatnie wydanie Splotu online

No właśnie, słuchanie. Lost art of listening. Najważniejsza składowa dobrej konwersacji, dialogu, funkcjonowania w społeczeństwie. Umiejętność prowadzenia rozmowy jest jedną z najbardziej zaniechanych walorów XXI wieku.

Ostatnie sex-skandale hollywoodzkie brodzą w przekomiczne wypowiedzi antybohaterów próbujących szybko zmienić temat i oddalić od siebie oskarżenia. Kevin Spacey może i gwałcił małych chłopców, ale czymże jest to w obliczu jego wielkiej odwagi i dojrzałości, którymi się wykazał informując świat, iż wybiera od teraz życie homoseksualisty. Louis C.K. owszem, masturbował się przed innymi kobietami bez ich zgody (któż z nas tego nie robi?), lecz na prawdziwy rozgłos zasługuje jego zapowiedź scenicznego wyciszenia, że skoro „tak długo to on mówił do nas, teraz sam zamierza słuchać”.

No właśnie, słuchanie. Lost art of listening. Najważniejsza składowa dobrej konwersacji, dialogu, funkcjonowania w społeczeństwie. Umiejętność prowadzenia rozmowy jest jedną z najbardziej zaniechanych walorów XXI wieku. Kierunek komunikacji ucieka w tory gadżetowe, rozmawiamy przez czaty, smsy, zdjęcia, itp. Być może niedługo prawdziwą będzie teza, że wysyłamy więcej tekstów pisanych, niż wypowiadamy dziennie słów.

Dzisiaj rano redaktor Bykowska (prywatnie: kochany bebć) przypomniała mi wysyłając smsa o tym, że dzisiaj na blog trafia mój tekst. Oczywiście, jest to honor, czytelniku, móc wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za Twój powierzony czas i złożone nadzieje literackiego spełnienia, aczkolwiek każdy kij ma dwa końce, każdy medal dwie strony, jeden rabin powie tak, a drugi rabin powie tak. Tym samym nie po raz pierwszy przychodzi stanąć mi w szranki ze spoglądającym głęboko w oko dedlajnem i zatańczyć to nerwikowe tango pomimo braku pomysłu na artykuł. A jako że każdy szanujący się Sierżant nie znosi spóźnień, a jeszcze bardziej ich konfrontacji wobec czekających, nie przyjdzie mi i tym razem przeprosić za zwłoki, tylko tak jak Cię uczyłem, wykorzystamy własną słabość i obrócimy ją przeciwko naszym wrogom.

Nie jestem uznanym teoretykiem improwizacji; tzw. „swoje” może i wiem, ale w mieście stołecznym Bydgoszczy znajdziecie takich, którzy o improwizowaniu mogliby książki napisać. Niektórzy nawet mają coś do powiedzenia. Zazwyczaj słyszymy dany termin w kontekście sztuki, konkretnie muzyki, przynajmniej w moim wypadku wystąpiło takie pierwszeństwo skojarzeniowe, ale nie ten rodzaj owej formuły będzie bohaterem dzisiejszego odcinka.

Postarajmy się spojrzeć na dwie kwestie, które niedawno wydały mi się niesamowicie ze sobą związane. Pierwsza to słuchanie, druga, to improwizacja – poniekąd zabieg, który wykorzystuję dokładnie w tej chwili pisząc ten tekst, i który zdarzyło mi się wykorzystywać w jednej z moich życiowych profesji. Jako coraz gęściej praktykujący nauczyciel angielskiego (żaden kurweczka amator, są papiery) szczególnie umiłowałem sobie zajęcia konwersatoryjne, bądź to grupowe, bądź indywidualne – doesn’t matter. Pozycja nauczającego w danym kontekście wymusza poniekąd prowadzenie takiej dyskusji, czy nawet mówiąc mocniej, zostania jej liderem, co niesie ze sobą szereg komplikacji. Po pierwsze nie mam za bardzo możliwości ustawić się w pozycji słuchającego, a przynajmniej nie na pierwszym etapie dialogu, którego łożysko wypada mi uformować. Udana kompozycja zajęć wymaga zgrabnego, kompleksowego ujęcia, tym samym zazwyczaj wypada rozmawiać na dany temat, szerszy lub mniej, jednakże zamknięty w danym słowie-kluczu. Tutaj podpowiedzi jest wiele, znajdą się nawet i książki podsuwające całe scenariusze lekcyjne, ale Ty czymś takim, Sierżancie, gardzisz. Jeszcze wiesz kim jesteś i jak się nazywasz.

Najważniejszą trudnością jest trafienie w zainteresowanie rozmówcy. Nauczanie jest odrobinę jak dziennikarstwo: praca włożona jeszcze przed zaplanowanym wydarzeniem jest istotnej wagi: zarówno lekcja, jak i wywiad musi być dobrze przygotowane. Łatwo tu niestety o małą tragedię: co jeśli wchodzimy w konwersację z doskonałym planem na jej prowadzenie (poniekąd dumni z przenikliwości pytań, które już za chwilę zadamy), a tymczasem rozmówca już w pierwszej wymianie zdań zabija rozmowę krótką negacją typu: „nie mam zdania”, „w ogóle mnie to nie interesuje”. Improwizacja, start.

Wracamy do naszego (odległego już akapitami) wstępu i potrzeby słuchania. Ostatnimi dniami pozostaję zainspirowany wcale to znowu rewolucyjnym czy jakimś bardzo głębokim cytatem: „Każda osoba, którą spotkasz, wie coś, czego ty nie wiesz”. Jest pewna niepisana tendencja dotycząca mężczyzn, a raczej chłopców, która czyni aspekt prawidłowego słuchania niemożliwym: panowie z reguły mają zwyczaj źle interpretować przytoczony cytat i udawać ekspertów w dziedzinach, w którymi nie są ekspertami. Zwłaszcza w grupie. Zwłaszcza pijąc alkohol. Każdy z nas albo był tym facetem, albo obok takiego siedział. I w jaki tu sposób dobrze słuchać? Bez dobrego słuchania, nie ma szans na udaną improwizację. Każda rozmowa powinna być improwizowana, tylko taka przynosi poczucie spełnienia. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby każda czynność w życiu, zwłaszcza angażująca interakcje z innymi ludźmi owocowała miłym zaskoczeniem zadowolenia. To, co wydarzy się między dwójką ludźmi w akcie komunikacji będzie jednak tylko wtedy udane, gdy nauczymy się siebie słuchać.

Skoro już ukradłem tak dużo cytatów i merytorycznej kompozycji mojej wypowiedzi pani Celeste Headlee, nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do zapoznania się z jej wskazówkami na temat w jaki sposób nauczyć się słuchania innych ludzi:

 

Jedna myśl na temat “IMPROWIZACJA A SŁUCHANIE

Dodaj komentarz