opowiadanie wojciecha cendrowskiego

RUSZYŁ UŁAN SPOD OKIENKA

WOJECIECH CENDROWSKI
Opowiadanie pt. „Ruszył ułan spod okienka”

opowiadanie wojciecha cendrowskiego

Większość wspomnień to drewniane wnętrze zadymionego pubu i zapętlone rozmowy o tym samym. Zero podróży, zero zainteresowań, kompletny brak adrenaliny. Dziś jednak udowodniłem, iż wciąż mogę działać z fantazją i polotem.

 

– Nie kocham cię, nie będziemy dłużej razem – te słowa wyzwoliły we mnie bestię. Wpadłem w cug, długi i intensywny.

Kiedyś popełniłem błąd. Jak zerwała ze mną dziewczyna, to unikałem kontaktów damsko-męskich jak ognia. Tym razem było inaczej. Rozmawiałem z nimi, flirtowałem, bełkotałem. Przez przypadek poznałem Sandrę, studentkę anglistyki. Umówiliśmy się na piwo. Raz. Za drugim wylądowaliśmy w łóżku. Nawet nie wiem, czy było nam razem dobrze, do tego stopnia byłem pijany. Układ był jasny i klarowny, ona wyszła, kiedy ja zasnąłem. Miałem nadzieję, że nie będzie nic więcej w tej relacji, wyłącznie czysta fizyczność oraz cykliczne, kolektywne zalewania robaka.

Minął tydzień, postanowiłem umówić się z nią na piwo. Okazało się, że jest w domu, więc nie ma na to szans. Następnego dnia otrzymałem SMS z pytaniem, co robię w sobotę. Nie miałem zielonego pojęcia. Ciężko oczekiwać tak bardzo precyzyjnej odpowiedzi od pijaczyny. Dlatego też nie odpisałem jej. Minęła sobota, inne dni zaczęły przelewać mi się przez palce. Mieszkaliśmy w tym samym akademiku, przez co trudno było unikać kontaktu. W międzyczasie zaczęły się naprawiać relacje z kobietą, która ode mnie odeszła. Znów zaczęliśmy rozmawiać, widywać się, całować. Ona musiała wyjechać na kilka dni w delegację, rozmawialiśmy przez telefon jak mignęła mi Sandra. Machnęliśmy sobie dłońmi, nic poza tym. Nazajutrz otrzymałem wiadomość z pytaniem, czy jestem w akademiku.

„Będę za kwadrans”.

„Wpadnij do mnie”.

Kiedy przyszedłem, goście już wychodzili.

– Koniec imprezy? – spytałem zaskoczony.

– Tak, poszli do jakiegoś klubu.

– Czemu z nim nie poszłaś?

– Jutro o 6 rano mam pociąg do domu.

– Aha.

– Czemu jesteś taki oschły? – w tonie głosu Sandry czuć było oburzenie.

– Nie jestem oschły, tylko zmęczony.

Prawda była taka, iż mój nastrój był koktajlem złożonym ze zmęczenia oraz z oschłości. Nie zrozumiała tego. Nie miała pojęcia, czemu nie chciałem uprawiać z nią seksu.

– Chociaż śpij ze mną – prosiła.

– Nie.

– Ale nie musimy uprawiać seksu – tłumaczyła.

– Nie, nie mam ochoty.

– Jesteś egoistą.

– Tak – przytaknąłem. – Czasami trzeba.

Sprzeczaliśmy się przez chwilę. Ona nie chciała mnie puścić, a ja nie miałem ochoty dłużej z nią dyskutować. Ja byłem egoistą, ona zdesperowaną lasią.

– Poczekam, aż zaśniesz – przyobiecałem. Więcej zrobić nie mogłem.

– Połóż się ze mną.

To było już poza granicami, tego co mogłem dla niej zrobić.

– Nie!

– Czemu?

– Chcesz znać prawdę? Jutro moja była, dziewczyna, którą naprawdę mocno kochałem, bierze ślub.

Nie oszukałem Sandry. Faktycznie, kobieta przez którą trafiłem do tego miasta miała zawrzeć związek małżeński. Nie cierpiałem z tego powodu. Wprost przeciwnie, cieszyłem się, iż jej się tak dobrze układa. Poznałem jej wybranka, jest odpowiedzialnym facetem i wiem, że zadba o nią. Bardzo dobrze do siebie pasowali. Wiedziałem, że nasz romans był przypadkiem, w końcu większość mojego życiorysu to Przygody Człowieka z Przypadku. Po prostu wiem, gdzie się pojawić, aby przeżyć kolejne ciekawe doświadczenia. Możliwe, że sam je prowokowałem, jednak nie robiłem tego umyślnie, lecz działałem pod wpływem instynktu.

Spojrzałem znów w brązowe, szklące się oczy. Nie cierpiałem krzywdzić ludzi, nienawidziłem odmawiać dziewczynom, ale tym razem nie miałem wyboru. Wolałem być dżentelmenem, zaś powiedzenie kobiecie „nie” jest nieeleganckie. Jednakże, chciałem więcej siły poświęcić na budowanie relacji z moją ukochaną, a jeśli taki jest mój cel, to nie powinienem przyprawiać jej rogów. Wcześniej nie spodziewałem się, że będą jakiekolwiek powroty, więc potraktowałem Sandrę jako panaceum, co nie znaczy, iż chciałem ją wykorzystać, nie oferując niczego w zamian. Tego dnia musiałem być dla niej lodowatym skurwysynem, ponieważ jeśli będzie jakkolwiek kontynuacja, to dozna jeszcze większej krzywdy, której pragnąłem jej zaoszczędzić. Chyba część mnie postrzegała siebie jako bohatera i zbawcę.

– Nigdzie nie wyjdziesz! – przeszła obok mnie i zasłoniła drzwi ciałem. Miała ponad 180 centymetrów wzrostu. W dodatku nie przepadałem za używaniem przemocy, chyba że obie strony podnieca to podczas łóżkowych uciech.

– Nie zatrzymasz mnie.

Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja rzuciłem się w kierunku okna. Był za nim dość duży parapet, który miał ponad pół metra szerokości. Ciągnął się dookoła budynku, więc bez problemu powinienem znaleźć otwarte okno, na przykład w jakiejś łazience. Lub przy odrobinie szczęścia trafię do pokoju jakichś miłych, ładnych studentek. Balansowałem na częściowo poobrywanych dachówkach, które mogły zafundować mi krótki, dwudziestometrowy lot. Brakowało mi jedynie peleryny, aby podkreślić swoją brawurę, gdyż cierpiałem na lęk wysokości. Nie miałem problemu, jeśli byłem zabezpieczony, jednak w momencie, kiedy nie mogłem się niczego przytrzymać, strach i pot wylewał się przez każdy por mojego ciała. Cztery piętra odległości do ziemi – nie mogłem liczyć na miękkie lądowanie. Gdyby mi się osunęła noga, to nie miałbym okazji zasiąść ponownie do klawiatury. Nie wiem, czy doznałbym paraliżu, czy po prostu wsadziliby mnie do dębowego futerału i zakopali sześć stóp pod ziemią, jednak czekałaby mnie gruntowna zmiana stylu życia.

– Nikt mnie nigdy tak nie znieważył! – usłyszałem krzyk Sandry za sobą. Dobrze, że nie poszła za mną, gdyż wtedy musiałbym zacząć biec. Przynajmniej nie była, aż do tego stopnia zdesperowana.

Minąłem kilka par okien i zobaczyłem, że znajomy siedzi u siebie w pokoju, grając na komputerze. Zapukałem w okno, być może trochę zbyt gwałtownie, ponieważ aż się zerwał ze strachu. Otworzył, krzycząc:

– Kurwa, Alchemik! Co ty robisz na dachu o drugiej w nocy?!

Wszedłem przez okno najszybciej jak mogłem. Podałem rękę koledze i rzuciłem w pośpiechu:

– Dzięki, że mnie wpuściłeś. Teraz muszę się gdzieś schować, później ci wszystko opowiem.

Pobiegłem do pokoju, zamknąłem się w nim na cztery spusty. Otworzyłem okno i przewiesiłem się przez parapet, abym mógł oglądać niebo i skakać wzrokiem pomiędzy gwiazdami, po których pozostało tylko światło, gdyż większość z nich wybuchła już wieki temu. Czułem się źle, że musiałem skrzywdzić tę dziewczynę, jednak lepiej było to zrobić zawczasu, niż pozwolić jej na życie w ułudzie. Mnie jeszcze czekał pojedynek z wybranką serca, gdyż powinna się dowiedzieć, iż w czasie jednej z naszych przerw, znalazłem ukojenie między nogami innej. Chociaż może lepiej nie wspominać o niczym, w końcu niewiedza to błogosławieństwo.

Z drugiej strony ciągle czułem adrenalinę w swoim ciele. Ostatnie miesiące były pełne miłosnych uniesień, rozterek z tym związanym, problemów w relacjach damsko-męskich i zbyt dużą ilością czasu spędzonego nad otwartymi butelkami. Zamiast ciężkiej pracy, zajmowałem się przeżywaniem niejednego ciężkiego kaca, zaś mój alkoholizm stanowił sinusoidę skorelowaną z tym, w jakich byłem relacjach z moją ukochaną. Coś takiego powinno być niedopuszczalne, jednak to kobieta potrafi wnieść mężczyznę na wyżyny lub zniszczyć go jak bombardowania Bagdad. Od momentu, kiedy zaczęła się ta sinusoida, zacząłem nudzić się samym sobą. Brakowało mi fantazji, zaś przytłaczający ogrom etanolu spowodował, że żyłka poszukiwacza przygód wypłowiała. Większość wspomnień to drewniane wnętrze zadymionego pubu i zapętlone rozmowy o tym samym. Zero podróży, zero zainteresowań, kompletny brak adrenaliny. Dziś jednak udowodniłem, iż wciąż mogę działać z fantazją i polotem. Chociaż w przypadku tego drugiego słowa, to jednak cieszyłem się,  że nie poleciałem w dół.

 

Czytaj także : Opowiadanie pt.”Szkic”

Jedna myśl na temat “RUSZYŁ UŁAN SPOD OKIENKA

Dodaj komentarz