książki w formie e-booków

POGÓDŹ SIĘ Z TECHNOLOGIĄ, NIE PRZESADZAJ, ALE RÓB SWOJE

PAWEŁ SZALA
O książkach w wersji elektronicznej

książki w formie e-booków

Ale książki też są w chmurze. I siedzisz tak przez cały miesiąc i czytasz. Wychodzi dużo taniej, bo wszystkie e-booki są tańsze od tradycyjnych. I już nie chodzi o to, aby książki mieć, ale żeby je znać. Ma to sens.

Na pewno to znacie. KSIĄŻKĘ TRZEBA CZUĆ W RĘKACH. KOCHAM ZAPACH KSIĄŻEK. TE CAŁE CZYTNIKI ODBIERAJĄ MAGIĘ CZYTANIA. Albo nawet sami tacy jesteście.

To nic, ja też byłem.

Mimo że prywatnie obracam się w środowisku dość postępowym, a sam uchodzę raczej za osobę delikatnie konserwatywną, na co dzień spotykam się z niechęcią do technologii. Hektolitry tradycjonalizmu napływają na mnie z każdej strony, gdy mowa o czytaniu. Bo przecież książki mają duszę.

To prawda. Książki są wspaniałym wynalazkiem. Nie mam na myśli książek jako literatury, ale jako przedmiot. Z okładką grubszą i zdobioną lub starą i rozpadającą się, szytą lub klejoną. Cudowne jest to, że można wziąć je ze sobą i czytać niemal wszędzie. No i oczywiście dobrze wyglądają na półce. Zdecydowanie lepiej czujemy się, gdy zaproszeni przez nas znajomi widzą, jaki to zbiór posiadamy, jacy oczytani jesteśmy. A czytniki? Wyglądają jak jakieś kalkulatory, strony „przewraca się” przyciskiem lub jak na smartfonie, i można mieć w środku tysiące pozycji.

Kazik Staszewski, którego bardzo szanuję, palnął kiedyś w Wyborczej: „Niejaką niechęć wzbudzają we mnie ludzie, którzy w pociągu czytają książkę z czegoś takiego. Chętnie bym im to wyrwał i wyrzucił przez okno (…) czytałem kiedyś taki artykuł o tym, ile możesz zabrać książek w tradycyjnej formie na wakacje – cztery, pięć? A tu możesz zabrać 2300. Tylko pytanie, ile tych wakacji byś potrzebował, żeby te 2300 książek przeczytać? Dla mnie to pewnego rodzaju kreacja własnej nowoczesności.” Widocznie muzyk nie do końca rozumiał ideę czytników, jednak w jego przypadku można na to przymknąć oko.

Tymczasem, kiedyś było nie do pomyślenia, żeby zabrać książkę na wakacje albo czytać ją w drodze. Albo na łonie natury. Były tak wielkie i ciężkie, że nikomu nie przychodziło do głowy, aby brać je ze sobą. Książki czytano w domu. O ile ktoś je miał, bo były bardzo drogie. No i oczywiście – o ile potrafił czytać.

Człowiek w nieskutecznej próbie umieszczenia książki w tylnej kieszeni spodni.

Czasy się zmieniały, analfabetyzm zmniejszał, technologia rozwijała się szybciej i powstały książki – w takiej formie, w jakiej mamy teraz. Niektóre zdobione, specjalnie do pochwalenia się i patrzenia na nie w domu, a inne małe, typowe wydania kieszonkowe.

Poszliśmy o krok dalej. Teraz książki są tak małe, że możesz nosić ze sobą całą bibliotekę. Bo właśnie niekiedy książki waży się nie w gramach… tylko w bajtach.

Nie trzeba dużo szukać, aby znaleźć zależności. Z muzyką jest tak samo. Istnieją na tym świecie ludzie, którzy w 2017 roku nie uznają jej słuchania w sieci. Dzwonił do mnie kiedyś Szymon Andrzejewski z bydgoskiego Radia Kultura, aby ustalić szczegóły wywiadu z projektem Cherries under the water. Dziennikarz nie chciał zamieścić linku do płyty na Youtubie w oficjalnym poście na Facebooku, bo „muzykę słucha się z płyt”. I koniec. Co innego, jakbyśmy mieli teledysk.

To jest bardzo dobre podejście. Niektórzy lubią rytuały. Zazdroszczę ludziom, którzy mają ich wiele. Jednak czasami wydaje mi się, że chodzi po prostu o modę. Winyle stają się modne. Tak samo jak Nokie 3310. Sam chciałbym mieć dużo płyt, które mógłbym słuchać na dobrym sprzęcie. Tymczasem i tak mamy Spotify, który poniekąd odziera nas z tego rytuału, bo każdy utwór możemy znaleźć od razu. A jeszcze lepiej, gdy za to zapłacimy. Najpierw były winyle, później kasety, płyty CD, potem odtwarzacze mp3, a teraz chmura.

Ale książki też są w chmurze! Możesz płacić co miesiąc kilkadziesiąt złotych, żeby mieć dostęp do nieograniczonej liczby pozycji. I siedzisz tak przez cały miesiąc i czytasz. Wychodzi dużo taniej, bo wszystkie e-booki są tańsze od tradycyjnych. I już nie chodzi o to, aby książki mieć, ale żeby je znać. Ma to sens.

W słuchaniu muzyki na Spotify i czytaniu książek na czytniku nie chodzi o rytuał. Liczy się tylko końcowy efekt. Do naszych uszu nie docierają dźwięki poprzez samo trzymanie winyla lub wkładki z CD. Tak samo nie czytamy książek, gdy je wąchamy. Chodzi o czyste procesy jakimi są słuchanie i czytanie.

To normalne, że świat robi się coraz bardziej praktyczny. Technologia wiele nam ułatwia, mimo że uznajemy to za głupie. Czas się z tym pogodzić. Bo żeby słuchać muzyki i biegać, nie musimy tego robić w pokoju, w którym mamy sprzęt audio. A e-książki w naszej torbie zawsze ważą tyle samo.

Bardzo chciałbym, aby każdy negatywnie nastawiony do czytników, spróbował chociaż przez tydzień. Mogę nawet pożyczyć swojego Kindle’a. Spokojnie, za książkami zdążymy jeszcze zatęsknić!

Dodaj komentarz