OPOWIADACZ KŁAMIE – THE OA

MATEUSZ LUBIEWSKI
Lubiewski o The OA

the oa produkcja netflix

Kiedy powiem: jestem człowiekiem, to nie wzbudzi to większych wątpliwości. Co kiedy powiem, że jestem aniołem? Taki komunikat zostanie odebrany jako nieprawdziwy – chyba, że nadawca spełni pewne wymogi.

Muszę przyznać, że mam słabość do produkcji, których świat przedstawiony balansuje bardzo mocno na krawędzi fantastycznej wspaniałości i kiczu. Bardzo wiele w kwestii ogólnego odbioru zależy wtedy od tego w którą stronę całość się minimalnie wychyli. Niczym przysłowiowa kropla przelewająca czarę albo łyżka dziegciu w beczce miodu. Efekt finalny może okazać się albo magiczny, albo komiczny. Przypomniała mi o tym jeszcze świeża produkcja Netflixa – The OA, która niemal bez przerwy waha się między wzorcową grafomanią, a solidną opowieścią osadzoną na szkielecie mitu nowoczesnego z interesującą kontemplacją roli narratora w świecie. Twórcami scenariusza serii są: reżyser o ciekawie brzmiącym nazwisku, posiadający zaplecze antropologiczne i językoznawcze – Zal Batmanglij oraz grająca główną rolę, znana z interesującego I Origins Brit Marling. Aby nie zepsuć zabawy zmuszony jestem bardzo konsekwentnie omijać fabułę produkcji. Dla zaciekawienia powiem tylko o sytuacji wyjściowej – niewidoma młoda kobieta  o imieniu Prairie, zaginiona przed 7 laty, nagle się odnajduje jako osoba widząca i to w dodatku z tajemniczą misją. Reszta jest retrospekcją, a bardziej czymś co określiłbym jako subiektywną formę retrospektywną, uzupełnianą zewnętrzną narracją – więcej nie da się powiedzieć nie zdradzając historii. Jednak właśnie poprzez ten mechanizm serial bardzo błyskotliwie ukazuje mechanizmy działania relacji opowiadacz-historia-odbiorca. Pyta nas: jak to jest, że ufa się jednemu nadawcy, ufa się komunikatowi, który on wysyła, zakłada się, że tenże komunikat jest prawdziwy, a w innym przypadku traktuje się kogoś z przymrużeniem oka lub co gorsza z agresją? Co powoduje, że czasem opowiadacz czaruje tak bardzo, że umowna rzeczywistość zostaje zdeformowana?

Ciekawie to wygląda od strony socjologii, psychologii i językoznawstwa. Dokonuje się waloryzacji danego komunikatu w oparciu o mocno zawiłe uwarunkowania. Zazwyczaj nie ma powodów, żeby nie wierzyć w prawdziwość informacji, szczególnie w przypadku, gdy są one wysoce prawdopodobne. Kiedy powiem: jestem człowiekiem, to nie wzbudzi to większych wątpliwości. Co kiedy powiem, że jestem aniołem? Taki komunikat zostanie odebrany jako nieprawdziwy – chyba, że nadawca spełni pewne wymogi. Kiedy komunikat jest w ogóle nieweryfikowalny empirycznie, wówczas potrzebne są jakieś dowody innego typu, czyli na przykład wydarzenie się czegoś ponadrealnego, niecodziennego i niewytłumaczalnego, czego spowodowanie przypisuje się mówiącemu a wzmacnia jego pozycję. W tym przypadku musi być to jakieś zjawisko cudowne. Może to być zjawisko cudowne w istocie, ale też sztuczka hochsztaplera, kuglarza czy iluzjonisty. W momencie kiedy nie jest to wiadome dla odbiorcy i niemożliwe jest racjonalne wyjaśnienie zjawiska oraz kiedy uzupełnimy to odpowiednią narracją zaczyna rodzić się zaufanie do nadawcy, a proporcjonalnie wraz ze wzrostem zaufania do nadawcy, wzrasta wiarygodność komunikatu, co w konsekwencji może dać zasadność frazie „jestem aniołem”.

Również w przypadku informacji weryfikowalnych nie jest to całkowicie proste. Przykładowo: w znaczniej większości zakładamy, że ziemia jest okrągła, gdyż ufamy autorytetowi nauki. Ktoś powie, że można to zweryfikować i element zaufania jest zbędny. Być może. Czy jednak to robimy na co dzień i z każdą informacją? Oczywiście nie, jest to zupełnie niemożliwe ze względu na ogromną ilość i złożoność komunikatów. Pogłębiła to wszechobecność Internetu, umożliwiająca niemal całkowitą dezinformację, co daje doskonałe pole do kształtowania umysłów. 

Prawdziwość informacji jednak niezawsze jest szczególnie istotna, prawdopodobnie zupełnie bez znaczenia będzie dla nas fakt, że nieznany nam rozmówca poinformuje nas, że kupił sobie psa, podczas, gdy tego nie zrobił. Jeżeli nie jest to element układanki w powieści kryminalnej, to raczej nie powoduje to żadnej różnicy. Co innego kiedy mamy do czynienia z komunikatami, które kształtują nas albo wpływają na nasze wybory. Co powoduje, że czyta się święte księgi różnych religii z namaszczeniem? Co powoduje wykształcanie się czegoś takiego jak poglądy? Co wywołuje grupowe fale nienawiści? Nic innego jak pewność o prawdziwości jakiegoś komunikatu, oparta o zaufanie do nadawcy, weryfikowalność lub po prostu masowość, która tworzy pozór wiarygodności. Nie bez powodu autorem słów „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” jest Goebbels. Jest to niezwykle niebezpieczne szczególnie w czasach, w których przez nowoczesne media jesteśmy zalewaniu informacjami, które generują z wielką szybkością fale nienawiści i silne podziały.

Arabski mistrz opowieści

Ale są też pozytywy, kultura arabska wykształciła nawet wymarłą w drugiej połowie XX wieku funkcję hakawatiego – charyzmatycznego mistrza opowieści, zawodowego gawędziarza prezentującego zgromadzonym w jakimś miejscu mity i bajki. Hakawati nie był ich autorem. Unikałbym też określeń, których być może powinniśmy użyć z perspektywy filologicznej – hakawati nie prezentował, nie interpretował, a opowiadał. Z pełną świadomością sprzężenia tych dwóch elementów wykonania i interpretacji, podkreślam, akcent w roli hakawatiego leży na opowiadaniu, które tak jak akt mowy stwarza realny stan rzeczy. Serial jest po części oczkiem puszczonym w kierunku tej tradycji. Nie przez przypadek wspomniałem, że Batmanglij jest twórcą z wykształceniem antropologicznym i filologicznym. The OA jako całość rozważa zjawisko jakim jest wiara w opowieść, jest rozważaniem potęgi narracji, jej wpływu na nasze postrzeganie świata jednocześnie spełnia wymogi ludyczności. Skąd nasza miłość do wymyślonych historii? Skąd potrzeba opowiadania? Nie wiadomo, ale jest, więc lepiej uważać na historie. 

Jedna myśl na temat “OPOWIADACZ KŁAMIE – THE OA

Dodaj komentarz