Sawanty #ASH KONIEC

„NIEZMIENNA MUZYKA JEST MARTWĄ MUZYKĄ”

MIŁOSZ STUPECKI

rozmowa z zespołem Sawanty 

Sawanty #ASH KONIECPlexus of Infinity wydał w listopadzie zeszłego roku krótką, ale treściwą EPkę zatytułowaną „Tysiąc stóp”. O kulisach powstawania płyty, o tym jak przebiega proces twórczy, opowiadają autorzy tegoż albumu – zespół Sawanty. 

Miłosz: Dość trudno jest ustalić początki historii Sawantów. Rozpadliście się, potem reaktywowaliście. Jaką rolę odegrała w tym piosenka Pingwinek?

Iwo: Najstarsze piosenki, jakie gramy, powstały na domowych próbach latem 2013 roku. Pierwszy „elektryczny” skład spotkał się jesienią 2013. Wtedy powstała nazwa zespołu. Podówczas chodziło o połączenie stylistyk dwóch naszych byłych, martwych już, zespołów – #ASH, w którym grał gitarzysta Adam Kandziora, i KOŃCA, w którym grałem ja (wokal) i Krzysztof Czub (gitara). Zespolił to, dodając punkowego sznytu, Stanisław Kukorowski. W tamtym składzie grał jeszcze na basie Łukasz Kordys. Nasze drogi się rozeszły, pomimo kilku małych sukcesów i radości z tworzenia. Nie było dużego zapotrzebowania na takie granie i nadal chyba nie ma. W ogóle muzyka staje się coraz częściej produktem, w którym istotniejszą rolę od poziomu artystycznego i stopnia oryginalności odgrywają takie czynniki jak promocja, wyrobienie marki, skandalizowanie. W 2016 roku zorganizowaliśmy nowy skład, w którym ze starych czasów pozostał Stanisław i ja. Dołączył do nas utalentowany gitarzysta Filip Jaworski. Pingwinek jest o tyle nietypowy, że przyniósł go w całości nowy basista Adam Kaczmarek. Stanisław pomógł w aranżacji, dodał most, ja zmieniłem trochę tekst i tak powstało coś, co ma cechy przeboju. Myślę, że najbardziej reprezentatywny dla nas jest Albatros i możliwe, że w tym kierunku będziemy iść. 

Stanisław: Pingwinek? Jest to jeden z kolejnych utworów… W kwestii samej reorganizacji składu nie wpłynął na nas. 

Filip: Ale to kawałek, który podobał mi się od samego początku. Zazwyczaj nie przepadam za słuchaniem własnych utworów, ale ten jest wyjątkiem. 

Miłosz: W każdym razie materiał jest bardzo ciekawą mieszanką klimatów. Jak piszecie kawałki? Raczej jedna osoba się tym zajmuje, czy działacie wspólnie na próbach? 

Stanisław: Działamy wspólnymi siłami na próbach od samego początku i staramy się podtrzymać tę chlubną tradycję. Moim zdaniem rządzić powinna prawica, a tworzyć lewica, dla tego w kwestii tworzenia panuje u nas komuna hipisowska. 

Adam: Myślałem, że monarchia… (śmiech) Ja lubię komponować w domu i przynosić dema, które później aranżujemy. Oprócz Pingwinka podobnie było z Dokładnie tak i tu ważny był ten element wspólnej pracy i i dojrzewania. Iwo wpadł na pomysł, by ostatnią zwrotkę podwyższyć o ton i zrobić „łubudu”. Energiczny wokal zmienia spokojny na początku nastrój piosenki – bardzo mi się to podoba. 

Filip: Kawałki są rzeźbione przez cały zespół. Zazwyczaj zaczynamy od jakiegoś riffu lub zagrywki, którą ktoś z nas przynosi na próbę. Wtedy następuje burza mózgów i każdy zastanawia się jak można to ulepszyć. Później ustalamy strukturę utworu. Staramy się, w miarę możliwości, unikać typowych schematów, więc nad tym też musimy się nagłówkować. 

Iwo: Jeśli chodzi o teksty, to kiedyś szedłem na łatwiznę i wyciągałem swoje stare wiersze, teraz zawsze pisze do utworu – wsłuchuje się w niego i zastanawiam się, co chciałby on powiedzieć? Potem, jak to ujął kiedyś bard, pieśniarz i fan Stachury Marek Gałązka: „łączę się z kosmosem i napierdalam”.

Miłosz: Jak wyglądają wasze próby? Często się spotykacie na granie? 

Iwo: Próby odbywają się na strychu malowniczo położonego domku babci Stanisława Kukorowsiego. Nieopodal jest wojskowe lotnisko, ale nie można o tym mówić, bo to tajemnica państwowa. W każdym razie staramy się być głośniejsi od maszyn przelatujących nam nad dachem. Obecnie spotykamy się raz w tygodniu, ale staramy się wtedy spędzić wiele godzin na graniu. Odświeżamy stare utwory, potem zabieramy się za tworzenie nowych. Wiele z nich odpada, bo nie podoba się Stachowi, a on ma wykształcenie muzyczne więc trudno mu podskoczyć. 

Stanisław: Wciąż niewystarczająco często się spotykamy. Ale i tak robimy, co możemy. Jak wyglądają próby? No, przychodzimy i gramy, a co mamy robić, dziwki zamawiać? (śmiech)

Filip: Zawsze zaczynamy od rozgrzewki, podczas której gramy kilka starszych utworów. Potem każdy z nas przedstawia swoje pomysły, nad którymi pracował w domu.

Miłosz: Czy brzmienie utworu Dziewczyna celowo nawiązuje do Püdelsów z czasów Psychopopu, czy to całkowity przypadek? Czy są jakieś nawiązania w waszej twórczości? 

Stanisław: Do czego? Nic z tych rzeczy! Tworzymy wszystko od zera. 

Iwo: Zupełny przypadek. Po Twojej sugestii sprawdziłem to i rzeczywiście można doszukiwać się podobieństw. Jednak geneza Dziewczyny jest zupełnie inna. Ten kawałek na początku „robił” riff, który kojarzył mi się z temperaturą Furor AC/DC . Na nagraniach jednak dodaliśmy brzmienie instrumentu klawiszowego Unitry Student106M, który zmienił barwę utworu, stonował go, dodał właśnie takiego klimatu niemalże dancingowego, kontrastującego z tekstem. Stachu poprosił, żeby także wokal był melodeklamowany, bez silenia się na śpiew. I tak powstało coś, co może komuś przypominać Püdelsów, choć ja osobiście wolę Maleńczuka z czasów Homo Twist. 

Miłosz: Czytałem w opisie płyty, że materiał dojrzewał aż do zakończenia nagrań. Co możecie więcej powiedzieć o procesie i jakie zmiany wprowadziliście. 

Iwo: Oprócz Dziewczyny dużą przemianę przeżył Albatros, który na początku był taki ogniskowy, balladowy. Filip i Adam podwyższyli stroje do G, ja ze Stachem wpadliśmy na pomysł dialogu skrzypiec z gitarą, dograliśmy partie klawiszowe, a na końcowy refren zamiast wokalu Filip odwalił solówkę, która wywołała salwy śmiechu w studio. Jest ona perfekcyjna, ale wszystkim kojarzyła się z takim serialowym motywem z czołówki The Bold and the Beautiful, czyli, jak ja to tłumaczyłem, Łysi i Piękni. I kolejny raz pojawił się piękny kontrast – utwór z niby wesołym tekstem, balansujący na granicy farsy, okazał się w zestawieniu z aranżacją smutny, refleksyjny. 

Stanisław: Zmiany były głównie kosmetyczne – tu coś dodaliśmy, tam coś odjęliśmy. Jednak materiał jest żywy, więc się zmienia, na koncercie też zagramy trochę inaczej. Niezmienna muzyka jest martwą muzyką. 

Adam: Partie wykonywane na pianinie elektrycznym były dość spontaniczne i w większości skomponowane dopiero w studio.

Miłosz: I przypomnijcie, kto jest autorem miksu i masteringu? Bo to surowe, oldschoolowe brzmienie dodaje niesamowitego klimatu. 

Iwo: Za nagranie i brzmienie odpowiedzialny był Michał Nowak, który utrwalił nas w Wolf Street Studio. Studenta 106M nagrał czułym mikrofonem przystawionym bezpośrednio do oryginalnego głośniczka wbudowanego w ten instrument. Dużo pracy włożył w nagranie skrzypiec. Brzmienie jest oldschoolowe o tyle, że Michał świadomie zrezygnował z przesadnej kompresji dźwięku, która jest we współczesnych nagraniach na porządku dziennym. Nagrania mają dynamikę i można ich słuchać głośno – wtedy zyskują a nie tracą, jak w przypadku mocno skompresowanych nagrań, które na pierwszy rzut oka wydają się wyraźniejsze. Chciałbym też podkreślić rolę Marka Sobkiewicza, który zrobił zdjęcia zespołu, zdjęcie na okładkę i do wkładki. Tacy przyjaciele zespołu są bezcenni. 

Stanisław: Michał to mój przyjaciel od wielu lat. Współpracujemy też w jazzowym zespole Kadłub. Od lat zajmuje się inżynierią dźwięku i jest w tym świetny.

Filip: Michał oprócz rzeczywiście mistrzowskiego miksu, dostarczył coś, co według mnie jest najważniejsze podczas sesji nagraniowej, czyli domową, przyjacielską atmosferę, bez wywierania jakiejkolwiek presji.

Miłosz: Więc kiedy w najbliższym czasie można usłyszeć was na żywo i kiedy możemy się spodziewać kolejnej płyty?

Stanisław: Czas pokaże. Gdy sława i pieniądze uderzą nam do głowy, czyli pewnie nigdy, to koncertować będziemy codziennie…

Iwo: Polecam odwiedzić naszego facebooka, daty najbliższych koncertów są zawsze tam mocno wybite. Być może na początku nowego roku zagramy w Bydgoszczy, a bardzo byśmy chcieli was odwiedzić. Kolejna płyta to odległy temat, a ta kosztowała nas sporo nerwów, czasu i pieniędzy. Ale było warto. I to nie jest ostatnie słowo Sawantów. 

zespół Sawanty

   Sawanty na facebooku

Iwo Greczko – głos, klakson, ślina
Filip Jaworski – gitara elektryczna
Adam Kaczmarek – gitara basowa
Stanisław Kukorowski – perkusja, skrzypce, student 106M

   

Pobierz album: Sawanty – Tysiąc Stóp
Album „Tysiąc stóp” na platformach cyfrowych: Spotify Itunes Amazon

Czytaj także: Trans brzmień

Jedna myśl na temat “„NIEZMIENNA MUZYKA JEST MARTWĄ MUZYKĄ”

Dodaj komentarz