LIRYCZNY OBRAZ ABSURDU

AGNIESZKA BYKOWSKA

Aleja nieznanego poety – Raymond Federman

źródło: library.wustl.edu

Przy pierwszym kontakcie z przypadkowym wierszem Federmana odbiorca nie bez przyczyny doznaje dezorientacji, gubiąc się w korytarzach słów. Na początku wzrok biega po nich przypadkowo, łapiąc się czego popadnie.

Zastanawiając się nad dobrym początkiem dla tej rubryki po pewnym czasie stwierdziłam, że najlepiej będzie przedstawić Ci, Czytelniku postać poetycką dla mnie, jako osoby prowadzącej ten kącik, najważniejszą. I niemalże z miejsca pożałowałam tej decyzji. To brzemię musi być chyba z automatu nakładane na osobę noszącą się z takim zamiarem. No bo jak poradzić sobie z racjonalną kondensacją informacji dotyczących poety, kiedy każda, nawet najmniejsza, jest dla Ciebie najważniejszą? Jak nałożyć na siebie lingwistyczną dyscyplinę i starać się być obiektywnym, kiedy jedyne uczucia jakimi pałasz do poety to admiracja i zachwyt? W końcu, jak w czysty i klarowny sposób oddać za pomocą kilku słów ten rwący potok, który już od tak długiego czasu hibernował w tobie i czekał na moment przebudzenia? Odpowiedz na wszystkie z wyżej postawionych problemów brzmi: nie mam pojęcia. Dlatego właśnie piszę ten tekst.

Istnieje prawdopodobnie taka niepisana zasada, że najlepsze teksty które zdarza nam się przeczytać, a które zostają w nas na dłużej pobudzając ciekawość, trafiają w nasze ręce szczęśliwym przypadkiem. Tak też było z moim literackim bożkiem, którym jest Raymond Federman. Urodzony w Paryżu w żydowskiej rodzinie już od najmłodszych swych lat musiał mierzyć się z niesprawiedliwością i brutalnością rzeczywistości, w jakiej przyszło mu żyć. Pojawiając się na świecie w ognisku trwającej wojny, mały Raymond cudem uniknął zagłady. Na prośbę matki skrył się w wielkiej szafie, z której nie mógł wyjść do momentu nastania absolutnej ciszy. Zalękniony chłopiec zastosował się usłużnie do jej wskazówek. W tym czasie rodzice i dwie siostry Raymonda zostali wyprowadzeni z mieszkania przez niemieckich żołnierzy i zesłani na pewną śmierć do obozu zagłady. Kiedy już nastała zapowiedziana przez matkę głusza, chłopiec opuścił szafę w płaszczu ojca, zastając przed sobą nowy świat. Tworzyła go pustka i groza.

źródło: dwutygodnik.com

Opisane wyżej doświadczenie zadecydowało o dalszym losie pisarza. W swoim genialnym eseju, który prawdopodobnie nadal nie został przetłumaczony na język polski, The Real begins where the spectacle ends, Federman mówi o tym, że nasze doświadczenia są zdecydowanie bardziej złożone, chaotyczne i zawiłe, niż świat w którym żyjemy nam to przedstawia. Dalej pisarz mówi o falsyfikowaniu świata przez tych, którzy zdają się mieć nad nim realną władzę. Ostatecznie Federman dochodzi do konkluzji, że literatura nadal jest w stanie się obronić, musi jedynie sięgnąć po inną amunicję, którą jest surrealizm. Jako że rzeczywistość jest fikcją, literatura ma być jej tłumaczem. Dlatego Federman zawsze jest bohaterem swojego literackiego dzieła.

Nie o prozie Federmana chcę jednak w tym artykule pisać, a o jego poezji, której przyświeca ta sama ideologia. Pamiętam konkretny wieczór spędzany w bydgoskim Mózgu, kiedy otrzymałam w prezencie archiwalny numer Literatury na świecie z eksperymentalną poezją amerykańską. Kartkowałam ją z niemałą fascynacją i w końcu na pewnej stronie zatrzymałam się na dłużej. Był to tekst przemyślany graficznie, budową swą przypominający schemat mapy lub planu. Przy pierwszym kontakcie z przypadkowym wierszem Federmana odbiorca nie bez przyczyny doznaje dezorientacji, gubiąc się w korytarzach słów. Na początku wzrok biega po nich przypadkowo, łapiąc się czego popadnie. Podobne uczucie towarzyszy nam, kiedy po raz pierwszy przekraczamy progi nieznanego nam wcześniej miejsca. Próbujemy wzrokiem ogarnąć więcej, niż jednorazowo jesteśmy w stanie. Kontemplowałam tych kilka wierszy z ogromnym zapałem i szybko poczułam się związana z ich nadzwyczajną formą. Jakbym dopiero co dowiedziała się o istnieniu kubizmu, z tym że medium stosowanym przez artystę jest słowo. Otwierałam szeroko oczy ze zdziwienia i wtedy znów widziałam przed sobą jeszcze konkretniejsze zamieszania formy. Zbyt wiele jak na pierwsze spotkanie z „nieznajomym”. Chyba pierwszy raz w życiu upoiłam się wtedy słowem.

źródło: dwutygodnik.com

Federman ciekawie dzielił swoją poezję (tę mniej eksperymentalną, jeśli chodzi o formę zapisu) w następujących po sobie zbiorach. Pierwszy z nich przybrał kontrowersyjną nazwę Antywiersze (The Anti-Poems). Burzenie istniejącego porządku rzeczy w celu zbudowania nowego (jak chociażby w wierszu The Potato that Became a Tomato) zdaje się być w tym zbiorze myślą przewodnią. Kolejny set tekstów wydanych przez Federmana zamknięty zostaje pod tytułem Wiersze Pół Serio (Half-Serious Poems), gdzie na wierzch wypływa autoewalucja dokonana po emigracji do Stanów Zjednoczonych. To tutaj znajdziemy tekst mocno inspirowany twórczością Samuela Becketta, pt. In the end:

Niektórzy umierają heroicznie
na polu bitwy
inni buńczucznie
skacząc z klifu
kiedy wielu ginie
niespodziewanie
we śnie
w niewiedzy
podczas gdy duża liczba
odchodzi w strachu
i tchórzostwie
w oddziałach szpitalnych
nieliczni zaś żegnają się
bez cienia wstydu
bez sprzeciwu
ja natomiast chcę umrzeć
tak po prostu
bez entuzjazmu
(tłumaczenie własne)

To nawiązanie do Samuela Becketta oczywiście nie jest przypadkowe. Federman do tego stopnia nasiąkł skrajnym egzystencjalizmem i suchym pesymizmem, sygnowanym przez autora Czekając na Godota, że poświęcił ów autorowi swą pracę doktorską, stając się później jego serdecznym przyjacielem. Wspominam o Beckettcie w kontekście poezji Federmana, ponieważ wiersze z wymienionych wyżej zbiorów, a także te późniejsze, silnie korespondują z Beckettowskim stylem. W jednym z wywiadów Federman wyraźnie podkreśla swoją inspirację genialnym irlandzkim twórcą, wskazując na syntezę ironii, smutku i humoru jaka zachodzi w jego twórczości.

Podsumowując ten dość zwięzły zarys postaci Raymonda Federmana w kontekście poetyckim, sparafrazować warto słowa samego twórcy o jego stosunku do poezji. Niejednokrotnie autor Podwójnej wibracji stawał przed pytaniem czy jego twórczość to już, czy jeszcze nie poezja. Poczynając od inspiracji muzyką wysoce rytmiczną, a jednocześnie wolną od jakichkolwiek nacisków, jaką jest jazz, a skończywszy na improwizacji słowem, dziejącej się pośród wysublimowanych i tworzonych z rozmysłem „projektów graficznych” w jakich zawiera się tekst, Federman utrzymuje swego odbiorcę w subiektywnej niejasności. W gestii czytelnika leży odnalezienie się w przestrzeni poetyckiej, bądź przestrzeni wciąż nienazwanej, którą kreuje zbłąkany w tajemnicy bytu artysta.
Linki:
Wywiad z Raymondem Federmanem
Federman Archive

 

 

Dodaj komentarz