La grande bellezza − włosko-francuski komediodramat w reżyserii Paolo Sorrentino

ŚWIAT JEST ZBYT SKOMPLIKOWANY, BY POJĄŁ GO JEDEN CZŁOWIEK

KATARZYNA STĘPIEŃ

Stępień o filmie – „Wielkie piękno” Paolo Sorrentino

La grande bellezza, 2013
www.rtve.es

Świat dzieli się tu na złych i gorszych. Głupców nieświadomych otaczającego świata i cynicznych, pretensjonalnych mędrców przyjmujących postawę zbawców tych pierwszych. Cały czas łudzimy się, że tak, że na pewno zaraz pojawi się jakiś dobry człowiek

„Świat jest zbyt skomplikowany, by pojął go jeden człowiek” mawiał Jep Gambardella, główny bohater jednego z najgłośniejszych dzieł włoskiego mistrza Paolo Sorrentino, pt. Wielkie piękno. Tak jak wcześniejszy, przebrzmiały amerykańskim klimatem film Sorrentino Wszystkie odloty Cheyenne’a, tak i Wielkie piękno są to jednak próby zrozumienia świata. Główny bohater : staromodny typ gentelmana/inteligenta, napisał książkę, para się obecnie dziennikarstwem – bądźmy szczerzy, głównie ośmieszaniem patetycznych młodych „artystów”, którzy niby chcą coś przekazać, ale są jedynie kopiami swoich poprzedników. Realia : Rzym, miasto pustego piękna, gdzie niebo spotyka się z piekłem, a mieszkańcy w większości to jedynie ludzkie powłoki, pozbawione moralności, starające się uciec od swoich problemów w wir imprez i używek.

La grande bellezza − włosko-francuski komediodramat w reżyserii Paolo Sorrentino
finestresullarte.info

Zacznijmy jednak tak jak zaczynać się powinno, czyli od początku. Jedna z pierwszych scen rozgrywa się na wzgórzu Janikulum, skąd rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na skąpany w słońcu Rzym. Och i ach, turyści są wniebowzięci! Do tego oczywiście oprawa muzyczna w postaci chóru aniołów, jak zwany jest chór Torino Vocal Ensamble, wykonujący utwór Davida Langa I Lie. Do Fontanny Paola podchodzi mężczyzna aby obmyć ramiona, kobieta kopci kolejnego papierosa, ale za to w jakich okolicznościach i z jakim widokiem! Już teraz widzimy jak codzienne życie przeplata się z tym niebiańskim. I nagle bum! Jednak życie nie jest takie piękne i  bezproblemowe – mężczyzna z grupy turystów pada martwy. Rzym go pochłonął, nikt nie zauważył, chór kontynuuje pieśń. Kamera nie zatrzymuje się, płynie dalej, dociera na imprezę wręcz tonącą w używkach. Jednostajne, ostre dźwięki nie pozostawiają cienia wątpliwości – trafiliśmy z nieba do najgłębszych czeluści piekła. I tu naszym Wergiliuszem zostaje Jep.

Świat dzieli się tu na złych i gorszych. Głupców nieświadomych otaczającego świata i cynicznych, pretensjonalnych mędrców przyjmujących postawę zbawców tych pierwszych. Cały czas łudzimy się, że tak, że na pewno zaraz pojawi się jakiś dobry człowiek, który wszystkiemu zaprzeczy i pozwoli dalej wierzyć w moralność i tak zwane człowieczeństwo. Okazuje się, że najwięcej człowieka w człowieku zostało u tych przykładów najprostszych, a nie wydumanych specjalistów od Bóg wie czego.

U Sorrentino pełno jest małych kąsków, które nadają całości dyskretnej pikanterii. Ciężko nie dostrzec podobieństwa do Gabriela Garcíi Márqueza i jego Rzeczy o mych smutnych dziwkach, albo oczywiście Felliniego, szczególnie do Słodkiego życia (fabułą) czy 8 i pół  (formą). Do tego drugiego zresztą nie raz był porównywany, a raczej nazywany „nowym Fellinim” przez magazyn Variete. Brzydcy i na szczęście przemijający ludzie, pędzeni wewnętrzną zgnilizną zestawieni z pięknem miasta, które nigdy umrzeć nie powinno.

Dzięki odpowiedniemu manewrowaniu zarówno kamerą, jak i samym nurtem historii nam opowiadanej, naszym oczom ukazuje się widok miasta przepełnionego tym „wielkim” pięknym. Tylko wielkim oznacza tu przede wszystkim pustym. Bo taki jest świat ludzi współczesnych, przepełniony ozdobami kupionymi za 49,99 na przecenie, byle tylko oko mieć na czym zawiesić. Scenariusz w prosty, acz nie do końca oczywisty sposób obnaża ludzkie słabostki. Nawet te najlepiej skrywane. Wizualnie – wszystko gra – Koloseum, Fontanna Di Trevi, Piazza Navona. Wewnętrznie – bez odpowiedniego nastawienia, staje się to tylko iluzją. I właśnie tej iluzji przepełniającej ludzkie istnienie Jep najbardziej nie może znieść.

W Rzymie chciał odnaleźć coś wielkiego – dzieła sztuki, artystów, sławnych i wpływowych polityków. I odnalazł. Tylko niestety okazali się nie tym czym i kim powinni.

 

Dodaj komentarz