ADAM KEMPA
Klub Sierżanta
Masz depresję? Chciałbyś czasem iść na dyskotekę i, actually, tańczyć? Kusi Cię posłuchać Kanyego Easta? Rozważasz kupno Gry o Tron? Otrząśnij się, to tylko ataki splugawionego mainstreamu.
Artykuł poświęcony osobom znajdującym się na życiowych zakrętach. Szczególnie polecany ekspertom zagubienia, samotności i kryzysów tożsamości. Napisaliście list Pomocnego Krzysia z gazetki Twój Los, pytając go jak żyć, lecz ten nie skumał Waszej wielokrotnie eksperymentalnej wrażliwości? Zaglądaliście do złego czasopisma, moi drodzy.
Diagnoza: Prawdopodobnie jesteście Sierżantem. By należeć do Klubu Sierżanta, trzeba spełnić szereg wymogów. Cóż, taki los. Spełnienie niektórych z nich przyjdzie nam, daj Bóg, naturalnie (abstrakcyjny humor, umiłowanie słowotwórstwa i ogólnej lingwistycznej gimnastyki), niektóre wymagają odrobiny praktyki (trzeba lubić free jazz i nie wiedzieć co to Skyrim), a niektóre trzeba niestety po prostu spełnić poprzez właściwy tok życia – trzeba być uciemiężonym. Nie wie bowiem ten, czym jest radość bycia Sierżantem, kto nie urodził się w Bydgoszczy. Którego matka niespecjalnie dobrze gotuje. Był gruby w gimnazjum (znów jest). Nie słuchał techno, gdy było modne. Poszedł po maturze do pracy w call center. Nie grał w Pokemon Go. Nie jara się Sci-Fi.
Odrzucenie, czy poczucie wykluczenia było zawsze aspektem mającym duży wpływ na ukształtowanie zestawu cech i doświadczeń jednostki będącej uciemiężoną. Wobec takich osobników regularnie w perspektywie cyrkulacji świata powstawały ruchy obronne, opiekuńcze, bądź reprezentujące. I nad biednym Sierżantem ulitował się jeden czy drugi kolega nawiązując znajomość. Nad zasadnością owej regularności zdarzyło mi się dywagować niejednokroć, zazwyczaj w zaciszu własnych przemyśleń (termin klubowy: wyprowadzanie mentalnego psa), by dojść po adekwatnym czasie iż Klub Sierżanta takiej postawy nie uznaje. Oczywiście, o ile życiowym celem i spełnieniem marzeń powinna być miła żona, przyjaciel i miękki kotek, tak trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie łakniemy oddolnych ruchów wolnościowych pilnujących naszego dobra.
Problem z przynależnością jest bowiem tak naprawdę dobrodziejstwem, stanem który należy przyjąć, przytulić, nakarmić i pielęgnować. W życiu musi być od czasu do czasu nieprzyjemnie ciepło. Wówczas powstaje spory ułamek szansy na osiągnięcie równowagi psychicznej, malutkiego sukcesu w dziedzinie życiowych aspiracji, otoczenia się miłą żoną, przyjacielem i miękkim kotkiem. Masz depresję? Chciałbyś czasem iść na dyskotekę i, actually, tańczyć? Kusi Cię posłuchać Kanyego Easta? Rozważasz kupno Gry o Tron? Otrząśnij się, to tylko ataki splugawionego mainstreamu. Masz rozwinięte życie psychoanalityczne ze swoimi maskotkami? Odkryłeś ostatnio płytę z eksperymentalną poezją śpiewaną z Estonii? Być może trochę kurweczka odlatujesz, ale nie ma tego złego. Prawdopodobnie będziesz mógł zamienić słówko z Miłoszem Cirockim i będzie ją znał. Lepsze i to, niż niebezpiecznie samotnicze strategie zakochiwania się w sprzęcie muzycznym (mówię do Ciebie, Szymon).
Myśl najważniejsza i krzepiąca: Sierżant żyje szczęśliwym życiem. Spłynie to i na Was. Prawdopodobnie nikt nie będzie miał pomysłu jak przerodzić Waszą miłość do maskotek w habilitowany doktorat, ale tego na dobrą sprawę i tak ani włożyć w garnek, ani wydoić. Może i zginiesz jeden z drugim w tej Bydgoszczy. Nie ma na to rady, jak śpiewał zwolennik pór letnich.[i] I w błędzie był, ponieważ mówił Chrystus: Obyś był zimny albo gorący, nie zaś letni. Chrystus kumał. Był Sierżantem. Swojak.
[i] Chodziło mi o taką piosenkę: Jesień idzie, nie ma na to rady. Grechuty czy kogoś.