INTYMNE ŻYCIE TRUPAWZSYPIE

# Muzyczny punkt widzenia


Mateusz Lubiewski

Specyfika tego ambientu polega na tym, że nie konstruuje się on gdzieś pomiędzy galaktykami, nie gdzieś na arktycznych pustkowiach, ale gdzieś w szafie na dnie. Kluczem do niego nie jest teleskop, a muzyczny mikroskop.



INTYMNE ŻYCIE TRUPAWZSYPIE


 

Jeżeli macie Facebooka, w którym to z kolei macie ustawiony język polski i wpiszecie w jego wyszukiwarce frazę „trupwzsypie” to ujrzycie komunikat: „Szukasz osób lub postów? Spróbuj wpisać imię i nazwisko, lokalizację lub inne słowa”. Przyczyną tego nie jest fakt, że takie słowo nie istnieje, bo istnieje. Więcej nawet, jest nazwą niegdysiejszego, wyśmienitego jednoosobowego projektu pochodzącego z Gdańska krakauera Dawida Adrjanczyka. Na szczęście inne jego projekty w tym olbrzymim kawałku cyberprzestrzeni istnieją i mają się dobrze, a szczerze mówiąc to pozostaje mieć nadzieję, że będą miały jeszcze lepiej.

Poczynania artystyczne Adrjanczyka poza Trupem możemy usłyszeć na przykład w ambientowym kolektywie Tundra, który założył z Krzysztofem Joczynem na przełomie dwóch pierwszych dekad XXI wieku. Ponadto, taż Tundra dokonała w pewnym momencie rozrostu, a będąc ściślejszym, po prostu połączyła siły z innym zespołem o wdzięcznej geograficznej nazwie Karpaty Magiczne. Mariaż ten zaowocował wspólną płytą pt. Reindeer Luck. Poza Trupemwzsypie powstał jeszcze jeden solowy projekt pod nazwą Akpatok [jest to taka wyspa w Archipelagu Arktycznym], który to znowu powiększył swoje rozmiary i przekształcił się w Akpatok Ensemble, w którym to Dawid działa wraz ze swoją żoną Niną. To jest aktualnie najaktywniejszy wulkan w działalności artystycznej pochodzącego z trójmiasta muzyka, czego dowodem jest przygotowana do wydania na wiosnę (powinno stać się to dokładnie w maju) płyta Micromovements, z którą to jej autorzy niedawno odbyli krótką trasę po Polsce i Niemczech.

Poza działalnością stricte muzyczną, Adrjanczyk od 2016 roku zajmuje się tworzeniem niezwykle ciekawego i oryginalnego, interdyscyplinarnego projektu ekologiczego Co-silence, którego działalność wynika z kontemplacji tego, co łączy muzykę z naturą. W ramach tej działalności prowadzi warsztaty dźwiękowe z ekologii słuchania, których celem jest uwrażliwianie na interakcję człowieka ze środowiskiem naturalnym, kształcenie umiejętności słuchania uważnego oraz medytatywna kontemplacja dźwięków otoczenia. Wszystkie działalności artystyczne i pozaartystyczne Adrjanczyka łączy wyjątkowa czujność i wrażliwość na nasze egzystowanie w świecie dźwięków, ale szczególnie w kontekście ich interakcji z terytorum ciszy. Formy twórcze są swoistą kontemplacją natury dźwięku i dźwięków natury.
Najmocniej w obrębie wewnętrznego sąsiedztwa dyskograficznego Adrjanczyka wyłamuje się wspomniany jako pierwszy Trupwzsypie. I mimo, że projekt ten od dawna jest trupem w istocie, to grzechem było by nie interweniować i nie przekazać wieści o nim światu, bo dotychczas uczyniło to bardzo niewielu. Pierwsza i jedyna płyta spod tego szyldu zatytułowana Intymne życie pantofelka trwa 23 minuty i 56 sekund, wydana została w 2010 roku przez Pitu Pitu Recordz! i charakteryzuje ją jedno z największych rozdarć w historii muzyki pomiędzy jakością artystyczną, a spektrum odbioru. Sam natrafiłem na nią zupełnie przypadkowo kilka lat temu i od razu stała się moją ulubioną muzyczną mikroplanetą. W sieci można było znaleźć wówczas informacje, że „projekt ten jest próbą uchwycenia ulotnych, kruchych oraz onirycznych impresji zawieszonych gdzieś pomiędzy gdańską Zaspą a Przymorzem” oraz że „zrodzony został z szeroko pojętego zainteresowania przestrzenią, otoczeniem i dźwiękowym eksperymentem”. I faktycznie bez większego problemu płytę Trupa możemy przypisać do genere ambientowo-eksperymentalnego, a i fakt geograficznej przynależności gdzieś między dźwiękami się demaskuje. Problem rodzi się wówczas, gdy uświadamiamy sobie, że to nie mówi o Intymnym życiu pantofelka absolutnie nic. Jak zauważa autor jednej z trzech recenzji, jakie udało mi się znaleźć w sieci, jest to jedno z najbardziej „prywatnych nagrań” w Polsce. I w tym miejscu mówię sakramentalne amen. Jest to klucz do płyty Adrjanczyka. Specyfika tego ambientu polega na tym, że nie konstruuje się on gdzieś pomiędzy galaktykami, nie gdzieś na arktycznych pustkowiach, ale gdzieś w szafie na dnie. Kluczem do niego nie jest teleskop, a muzyczny mikroskop. Pomimo surowego minimalizmu mamy do czynienia z materiałem bardzo ciepłym i poetyckim. Poetyckim choć warstwa słowna ogranicza się to dwóch sampli-cytatów z magicznego filmu Salto Konwickiego i fragmentu bliżej niezidentyfikowanego dokumentu o orzęskach. Chodzi jednak o pewną zwartość i umiejętność gry napięciem. Adrjanczyk w czasach nadmiaru i przesytu, konstruuje czarodziejską kontrę i, co moim zdaniem niezwykle istotne, konstruuje ją, każdy jej najmniejszy element, z całkowitą świadomością. Sam mówi w jednym z wywiadów: „Im jest ciszej, tym intensywniej słuchamy. Im jest mniej, tym wzrasta nasza koncentracja, uważność, świadomość”. I mimo że Intymne życie pantofelka jest technologicznie i materiałowo różne od kompozycji Akpatoka i Tundry, to bezwzględnie spaja je kontemplacja zagadnień przestrzeni, czasu i dźwięku. Refleksja w twórczości Adrjanczyka ewidentnie ewoluuje, to wszystko, co Trupwzsypie przeczuwał, Akpatok już nazywa, niemniej daleki byłbym od waloryzacji tych aktywności, gdyż przede wszystkim są inne. Inne emocjonalnie, inne fakturowo. Dominantami Intymnego życia pantofelka są białe szumy, skromne efemeryczne melodie, zwartość substancjalna i formalna, nie ma tu, aż takiego nacisku na transowość i zanurzenie jaką cechuje chronologicznie dalsza część dyskografii. Jest to tak naprawdę rejestracja i amplifikacja zrytmizowanych sygnałów otoczenia i połączona z własną, minimalistyczną wariacją melodyczną na ten temat. Album jest zwartą narracją, osadzoną na nawrocie kołowym – przesterowany dźwięk rozpoczynający historie jest bliźniaczy z tym, który ją zamyka.

Co wyraźnie różni tę płytę od innych wydawnictw jej autora, to fakt, że jasność i płynność przyćmiewa niepokój, choć jednocześnie trzeba przyznać, że całkiem nieźle okiełznany i chyba nawet całkiem przyjazny i dobrze nam znany niepokój. Tajemnicza, egzystencjalna historia pantofelka stała się zaczynem dla ciekawej i wciąż rozwijającej się refleksji nad człowiekiem zanurzonym w naturalnym środowisku dźwiękowym. Jak mówi o „praktyce z instrumentem” Adrjanczyk, „stopniowe wkraczanie w muzykę ma charakter medytacji, głębokiej koncentracji, uważności, obserwacji dźwięku, tego jak się zmienia, rozwija i zanika pewna organiczna opowieść”1 Tę uważność trzeba zapamiętać w myśleniu o tej twórczości.

Czytaj także: Kordian Trudny – najbardziej polski z polskich artystów

1http://1uchem1okiem.blogspot.com/2016/04/muzyka-niespiesznych-gestow-akpatok-two.html

Dodaj komentarz