legalne źródła kultury

O PIRACTWIE SŁÓW KILKA

BARTOSZ WOLSKI

Muzyczny punkt widzenia

legalne źródła kultury

Niezależne wydawnictwa muzyczne powstają i funkcjonują nie w oparciu o chęć zarobku inwestora, lecz z pasji i zamiłowania do muzyki. My jako konsumenci także jesteśmy inwestorami. Głosujemy portfelami.

Gdyby przyszło mi wskazać w mojej życiowej postawie jedną rzecz, którą poczytywałbym sobie za cnotę, to byłby to mój bezkompromisowy stosunek wobec piractwa. Wszystkie strumienie, jakimi napływa do mnie kultura biją z legalnych źródeł. Niestety, audytorium w Polsce nie przywykło jeszcze do tego, że za sztukę trzeba płacić i wydaje im się, że dostęp do niej należy się każdemu za darmo. Bo tak. Sytuacja ta poprawia się z roku na rok, ale wciąż mamy jeszcze sporo do poprawy. Najgorzej pod tym względem wypada sztuka filmowa, nieco lepiej muzyka, zdecydowanie najmniej piracimy gier wideo.

 Przyczyna takiego stanu rzeczy najprawdopodobniej leży w tym, że zmieniły się formy dystrybucji dóbr kultury. W tej chwili bowiem do większej części nagrań możemy dobrać się za pośrednictwem legalnej platformy streamingowej. Nie jest to rozwiązanie najlepsze, ale stanowi swego rodzaju kompromis. Najlepiej pod względem dystrybucji albumów wypada bandcamp, który jest czymś między platformą wydawniczą a crowdfundingiem.

Owszem, należy rozumieć kulturę jako podmiot, ale taki podmiot, który równocześnie istnieje na rynku, stąd ulega on alienacji w tym samym stopniu, co pracownik najemny sprzedający swoją pracę. A zatem będąc jednocześnie podmiotem i produktem funkcjonującym w ramach rynku – dzieło sztuki musi przynosić dochody. A zatem ktoś musi za nie zapłacić, inaczej wydawcy nie opłaciłoby się inwestować. Tak wygląda sprawa przynajmniej wtedy, gdy mówimy o tak zwanym przemyśle muzycznym. Patrząc na statystyki sprzedaży dużych wytwórni, raczej nie martwiłbym się o ich istnienie.

Zupełnie inaczej ma się sprawa z niezależnymi wydawnictwami. Istnieją one bowiem nie w oparciu o chęć zarobku inwestora, lecz z pasji i zamiłowania do muzyki. Ponieważ nie muszą się one liczyć z inwestorami, dla których bezpieczne ulokowanie pieniędzy jest ważniejsze od artystycznych wartości dzieła, mogą stawiać na kreatywność, pionierstwo, muzykę która dokonuje transgresji w ramach zastanego kanonu. O ile w pierwszym wypadku piractwo pozostaje mi raczej obojętne, o tyle tutaj na słuchaczach spoczywa odpowiedzialność za to co dalej stanie się z błyskotliwym artystą. Jako konsumenci jesteśmy także inwestorami. Głosujemy portfelami. Dokonujmy zatem mądrych wyborów. Wspierajmy niezależnych twórców. I nie kradnijmy.

Czytaj także: „Niezmienna muzyka jest martwą muzyką”

Jedna myśl na temat “O PIRACTWIE SŁÓW KILKA

Dodaj komentarz